Wywiad

,,W Afrykę należy się wsłuchać, a nie narzucać jej naszą europejską wizję świata” – wywiad z Agatą Tarnowską

icon
icon
8 minut
Udostępnij
Źródło: archiwum własne

   Agata Tarnowska to entuzjastka, wolontariuszka, studentka psychologii, z wykształcenia mgr inż. informatyk, pracuje jako project manager i analityk w firmie informatycznej, brała udział w wolontariacie misyjnym na Madagaskarze z ramienia Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego (Międzynarodowy Wolontariat Don Bosco przy Salezjańskim Ośrodku Misyjnym). Postanowiliśmy przeprowadzić rozmowę, która przybliży nam idee wolontariatu misyjnego a także pokaże specyfikę i warunki panujące w tym kraju. 

źródło: archiwum własne

Dawid Pieczyrak: Wolontariat misyjny jak samo słowo mówi ma polegać na pewnego rodzaju misji. Wiele osób słyszało o takiej działalności, która jest najczęściej prowadzona przez ludzi dobrej woli mam tu na myśli; wolontariuszy, zakonników, księży, działaczy. Czym jest tego rodzaju wolontariat i na czym polega?  

Agata Tarnowska: Idea wolontariatu misyjnego, odróżniająca go od innych wolontariatów jest taka, że jedziemy na krańce świata przede wszystkim świadczyć o Bogu. Naszym podstawowym celem powinien być Jezus i to, że to On chce nas w danym miejscu w określonym czasie. Czemu akurat tam, dlaczego w taki sposób? Część z nas dowiaduje się tego już w trakcie wolontariatu, inni dopiero po latach. Wykonujemy przeróżne prace – uczenie w szkole, pomoc w oratorium (w świecie salezjańskim miejsce zabaw i zajęć pozalekcyjnych dla dzieci), pomoc w remontach, sprzątanie, gotowanie, prace w ogrodzie, czasem katecheza. Świadczymy przykładem swojego życia, staramy się więc być jak najbardziej otwartymi na drugiego człowieka, przyjmować obcą kulturę bez oceniania, dbać o częste uczestnictwo we Mszy Świętej. Na naszych piersiach wiszą krzyże misyjne, które otrzymaliśmy podczas uroczystego posłania misyjnego przed wyjazdem.  

DP: Jak wyglądały przygotowania do wyjazdu? (O czym należy pamiętać i jakie sprawy pozałatwiać jadąc na taką wyprawę?). 

AT: Kiedy idea wolontariatu misyjnego zaświta w naszych sercach trzeba najpierw znaleźć organizację, która nas pośle. Może to być, jak w moim przypadku, Międzynarodowy Wolontariat Don Bosco przy Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Tutaj czeka nas roczna formacja. Ma ona formę weekendowych spotkań raz w miesiącu wypełnionych konferencjami, spotkaniami z misjonarzami i byłymi wolontariuszami, Mszami i Adoracją, grami, zabawami i wieczornymi rozmowami przy herbacie. Mamy też okazję uczestniczyć  w warsztatach z pierwszej pomocy, psychologicznych, fotograficznych, pisania tekstów. Równie ważne jest przygotowanie duchowe i merytoryczne jak i zbudowanie wspólnoty. Na misje najczęściej wyjeżdża się parami. Musimy przejść testy psychologiczne oraz załatwić formalności – szczepienia, zakup biletów, wyrobienie wiz.  

źródło: archiwum własne

DP: Powiedzmy sobie szczerze mało, który młody człowiek ma w sobie na tyle odwagi i determinacji by wyjechać do odległej Afryki i spędzić tam pół roku. Jak się miały Twoje wyobrażenia o tym kraju do tego co zastałaś na miejscu?  

AT: Prawdę mówiąc nie miałam chyba wielu wyobrażeń. Jadąc na wolontariat misyjny nie wybieramy kraju. To księża decydują, dokąd zostaniemy posłani. Tym co na pewno mnie zaskoczyło był fakt, jak mało osób mówi po francusku. Teoretycznie 20% posługuje się tym językiem, a w stolicy, w której pracowałam, odsetek powinien być większy. W praktyce jednak, jeśli nie znasz malgaskiego, to na ogół się nie dogadasz.   

DP: Z perspektywy czasu jak uważasz jakie czynniki i okoliczności powinna wziąć pod uwagę osoba, która nie wie, czy zdecyduje się wyjechać na wolontariat misyjny? (ma wątpliwości). 

AT: Myślę, że to bardzo zależy od osoby i nie ma tu jednej recepty. Gdybym miała coś takiej osobie poradzić powiedziałabym: „Jeśli w Twoim sercu pojawia się pragnienie misji przyjedź na formację i zobacz”.  Jest to przede wszystkim czas rozeznawania – poznawania swoich motywacji, odkrywania woli Bożej, weryfikacji czy misje są dla mnie, a jeśli tak, to czy to odpowiedni czas. Nie wszyscy, którzy zdecydowali się na formację wyjeżdżają na wolontariat. Prawdę mówiąc jest to mniej niż połowa. Jedni rezygnują sami, inni odpadają podczas testów psychologicznych.  

DP: Na czym polegała twoja rola w misji na Madagaskarze, wiedziałaś już w Polsce co będziesz tam robić i za co będziesz odpowiedzialna?  

AT: Uczyłam angielskiego w szkole zawodowej i zajmowałam się dziećmi w internacie dla dziewcząt z najbiedniejszych rodzin. Przed wyjazdem znałam ogólny zarys swoich obowiązków, szczegóły poznałam na miejscu.  

źródło: archiwum własne

DP: Na wolontariat wyjechałaś z ramienia Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego. Znasz może jakieś inne inicjatywy, w które ośrodek również jest zaangażowany? 

AT: Oczywiście Salezjański Ośrodek Misyjny powstał 40 lat temu jako dom dla misjonarzy przyjeżdżających na urlop do Polski. Tę funkcję pełni nadal, przez lata poszerzył jednak znacznie pole swoich działań. SOM prowadzi liczne projekty misyjne zbierając pieniądze na konkretne potrzeby placówek misyjnych na całym świecie (budowy szkół, studni, internatów, zakup sprzętu naukowego, medycznego, samochodów, dożywianie, leczenie, etc.), organizuje Adopcję na Odległość (opłacenie szkoły dla najbiedniejszych dzieci), dba o modlitwę za misjonarzy („Duchowa Adopcja Misjonarza”), promuje misje w Polsce prowadząc animacje misyjne w parafiach i szkołach, przygotowując programy telewizyjne i kampanie społeczne, wysyła młodych ludzi na wolontariat.  

DP: Czy pandemia miała jakiś wpływ na twój wyjazd, jeśli tak to jaki? 

AT: Bardzo duży. Tak naprawdę na wolontariat wyjechałam na rok. Jednak po pół roku Salezjański Ośrodek Misyjny, odpowiedzialny za moje zdrowie i bezpieczeństwo na misjach, zdecydował, że ze względu na pandemię wracam do Polski.  

DP: Z jakimi problemami zmagają się na co dzień mieszkańcy Madagaskaru, czy jest to głównie głód? 

AT: Problemów jest bardzo wiele, jak to w krajach trzeciego świata. Podziały społeczne, ubóstwo, trudności w dostępie do szkolnictwa, głód.  

DP: Jak twoim zdaniem najlepiej mądrze pomagać mieszkańcom Afryki? 

AT: Aktywizować ich, pokazywać im ich możliwości, zachęcać do stawiania się partnerami. To jest trudne, wymaga czasu i zaangażowania, ale naprawdę warto. Ślepe pchanie pieniędzy w Afrykę przynosi więcej szkód niż korzyści. W zasadzie należałoby powiedzieć, że Afryce nie powinno się pomagać, z Afryką powinno się współpracować. Jej mieszkańcy sami najlepiej wiedzą, jakie mają potrzeby i bardzo często znajdują też piękne pomysły na ich rozwiązanie. W Afrykę należy się wsłuchać, a nie narzucać jej naszą Europejską wizję świata.  

źródło: archiwum własne

DP: Jak to wygląda, jeśli chodzi o finansowanie całego wyjazdu i dogadanie się z lokalną ludnością. 

AT: Wolontariusz opłaca szczepienia i bilet samolotowy, Salezjański Ośrodek Misyjny finansuje wizę, a placówka przyjmująca odpowiedzialna jest za nocleg i wyżywienie. Jeśli chodzi o język, to bardzo zależy od miejsca, do którego się trafi. W Afryce często oprócz lokalnych języków, można dość swobodnie porozumieć się po angielsku, w Ameryce Południowej hiszpański otwiera większość drzwi, natomiast na Madagaskarze tylko nieliczni mówią po francusku i szybko trzeba zacząć się uczyć malgaskiego.  

DP: Czy mieszkańcy Madagaskaru wyróżniają się czymś szczególnym (mentalnością, podejściem do życia, charakterem) na tle Europejczyków? 

AT: Myślę, że wyróżniają się… wszystkim. Mają na przykład dużo lepszą pamięć od nas, za to większe problemy z abstrakcyjnym myśleniem. Są dużo bardziej społeczni niż Europejczycy, lubią wszystko robić razem, ale boją się przebywać w samotności. Na pewno są bardzo radośni i niesamowicie silni i wytrzymali.  

DP: Wracasz do Polski po przygotowaniach, wyjeździe na misje i co dalej? Jak z powrotem odnaleźć się w polskiej rzeczywistości? 

AT: To jest jedno z pytań najczęściej stawianych przez formujących się wolontariuszy. Mówi się, że są trzy trudne lata – rok przygotowania do misji, rok wyjazdu i rok po powrocie (mówię tu o wyjeździe rocznym, bo można też wyjechać na trzy miesiące). W czasie rozeznawania zmagamy się z naszymi własnymi wątpliwościami i niezrozumieniem ze strony otoczenia, wolontariat to inny świat – przepiękny, ale obcy i przez to bardzo trudny, a po powrocie trzeba ponownie znaleźć miejsce dla siebie. Dobrze jest wrócić do tego, co robiło się wcześniej, nie podejmować żadnych nagłych decyzji. Ja chyba połączyłam dwa światy. Wróciłam do swojej pracy, ale jednocześnie zaangażowałam się w wolontariat  w salezjańskim Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii dla chłopaków i zaczęłam studiować psychologię.  

Czy stowarzyszenie można zlikwidować poprzez uchwałę o samorozwiązaniu?

nie
tak, jeśli w statucie stowarzyszenia widnieje odpowiedni zapis o sposobie jego rozwiązania
stowarzyszenie może być rozwiązane jedynie przez sąd
Loading ... Loading ...

Zobacz także