Karolina Pawłowska, dyrektor Centrum Prawa Międzynarodowego Ordo Iuris w wywiadzie dla aktywiusz.pl. „Byliśmy tak naprawdę pierwszą organizacją, która głośno mówiła o zagrożeniach płynących z Konwencji stambulskiej i rozpoczęliśmy publiczną debatę na temat tego dokumentu. Niestety, Konwencja została mimo sprzeciwu społecznego przyjęta i była to jedna z ostatnich decyzji rządu Ewy Kopacz i prezydenta Bronisława Komorowskiego” – komentuje gość portalu aktywiusz.pl
Niniejszym wywiadem rozpoczynamy nową serię „Kobiety w NGO”, mającą na celu ukazanie pracy w organizacjach pozarządowych z kobiecej perspektywy. W części pierwszej miałam przyjemność rozmawiać z panią Karoliną Pawłowską – żoną, matką, Dyrektorką Centrum Prawa Międzynarodowego Instytutu Ordo Iuris, ekspertką Ośrodka Analiz Cegielskiego, doktorantką w Katedrze socjologii Prawa na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Natalia Mazaraki: Co skłoniło panią do wstąpienia do organizacji pozarządowej? Jak rozumie pani idee NGO?
Karolina Pawłowska: Odkąd rozpoczęłam studia prawnicze, interesowałam się nie tylko literą prawa, ale także relacjami między prawem, polityką i myślą polityczną. Bycie w NGO to z jednej strony możliwość działania u podstaw, w ścisłym kontakcie z problemami społecznymi, z drugiej zaś możliwość kształtowania debaty publicznej. Przewaga działalności w NGOs (np. nad działalnością stricte polityczną) polega przede wszystkim na możliwości pozostania bezkompromisowym i wiernym swoim przekonaniom. Zawsze interesowałam się również tym, jak język, prawo oraz debata publiczna kształtowane są przez doktryny polityczno-prawne. Z tych przyczyn zdecydowałam się na podjęcie studiów doktoranckich na Uniwersytecie Warszawskim. Niemal równocześnie, rozpoczęłam w 2014 r. pracę w Instytucie Ordo Iuris, wiedząc, że będę miała tu możliwość zarówno rozwijania moich zainteresowań jak i możliwość zaobserwowania zjawiska przenikania doktryn do polityki i prawa, szczególnie na szczeblu międzynarodowym
NM: Jak się pani czuje, będąc osobą tak rozpoznawalną w Instytucie Ordo Iuris? Co motywuje panią do pracy?
KP: Moja praca daje mi dużo radości i spełnienia. Ogromnie motywuje mnie fakt, że dostrzegamy realne skutki naszych działań. Zaczynaliśmy od malutkiego thinktanku, a teraz zatrudniamy kilkadziesiąt osób, subskrybują nas setki tysięcy ludzi. Co więcej, nasza argumentacja na tematy związane z ochroną rodziny i życia przebija się do debaty publicznej, nie tylko w Polsce, ale i na arenie międzynarodowej. Oczywiście, bywa też trudno, szczególnie gdy jesteśmy dehumanizowani, oczerniani, używane są przeciw nam fakenewsy oraz manipulacje. Postrzegamy to jednak jako dowód, na to, że strona przeciwna nie posiada żadnych merytorycznych kontrargumentów. W naszej działalności skupiamy się na ochronie fundamentalnych wartości, takich jak prawo do życia, ochrona rodziny, godności ludzkiej, wolności religijnej, które dziś są często przedmiotem ataków. Skupiamy się na realnych problemach polskich rodzin. Staramy się działać na rzecz zwrócenia polskim rodzinom podmiotowości, szczególnie w związku z opieką nad dziećmi. Mówiąc o prawach i problemach kobiet, podkreślamy, że dyskryminacja wbrew powszechnej opinii nie dotyczy płci, a macierzyństwa. Mówiąc o przemocy, opieramy się na danych naukowych, wiedzy empirycznej, a nie na założeniach ideologicznych. Jesteśmy otwarci na dialog z każdym, kto chce poważnie i w sposób wolny od ideologii odnieść się do tych problemów.
NM: Jak to się stało, że stała się pani liderką ruchu przeciwko konwencji stambulskiej?
KP: Wynika to przede wszystkim z mojego doświadczenia zawodowego. Gdy w 2014 rozpoczęłam działalność w Instytucie Ordo Iuris, brałam udział w pracach nad raportem „Dlaczego nie należy ratyfikować Konwencji stambulskiej?”, wypowiadałam się już wówczas na jej temat w mediach. Byliśmy tak naprawdę pierwszą organizacją, która głośno mówiła o zagrożeniach płynących z Konwencji stambulskiej i rozpoczęliśmy publiczną debatę na temat tego dokumentu. Niestety, Konwencja została mimo sprzeciwu społecznego przyjęta i była to jedna z ostatnich decyzji rządu Ewy Kopacz i prezydenta Bronisława Komorowskiego. Poza tym, zaangażowałam się w sprawę, ponieważ uważam, iż jest to temat, w którym powinna zabrać głos kobieta. Razi mnie to, że poważny temat przemocy, szczególnie przemocy wobec kobiet, wykorzystywany jest instrumentalnie do narzucania radykalnej ideologii. W dodatku, Konwencja nie tylko nie polepsza sytuacji kobiet i nie zmniejsza skali przemocy, ale wszelkie badania wskazują na to, że problem ten pogłębia.
NM: Dlaczego uważa pani, że jest ona szkodliwa, nie tylko dla kobiet, ale również dla reszty społeczeństwa?
KP: Przede wszystkim Konwencja Stambulska jest szkodliwie i wadliwie skonstruowana. Problem przemocy jest wykorzystywany jako narzędzie, za pomocą którego narzucana jest ideologia gender. Według Konwencji, powodem przemocy jest podział na role typowo męskie i typowo żeńskie, innymi słowy przemoc wynika z samej struktury społeczeństwa, nie zaś patologii życia społecznego. Według danych z OECD w krajach, które przyjmują ideologiczną perspektywę walki z przemocą, odsetek przemocy jest znacznie wyższy, niż w krajach, takich jak Polska, które mają pewne wątpliwości co do zasadności Konwencji jak i samej ideologii gender. Ideologia ta ma źródła w radykalnym marksizmie. Według niej zarówno męskość jak i kobiecość to konstrukty społeczne, całkowicie niezależne od obiektywnych faktów biologicznych. Co więcej, owo postrzeganie miało ukształtować się w wyniku dialektycznej walki płci. Konwencja wprost atakuje wartości takie jak rodzina czy tradycja, narusza fundamentalne prawa rodziców. Uważam, że Polska powinna wypowiedzieć Konwencję, a teraz jest do tego idealny moment. Liczne państwa zdecydowały się nie przyjmować Konwencji stambulskiej i sprzeciwiać się ideologicznemu dyktatowi płynącemu z wykorzystywanych przez lewicowych aktywistów instytucji międzynarodowych. Śmiały ruch Polski byłby bardzo wartościowy dla tego „ruchu oporu”.
NM: Czy ma pani jakąś radę dla innych kobiet angażujących się w NGO? Jaki jest według pani klucz do sukcesu?
KP: Bardzo ważne jest, żeby przestać wstydzić się bycia kobietą. Po drugiej stronie barykady postawy kobiece często traktowane są jako wyraz opresji – kobieta, która otwarcie mówi, że jest szczęśliwa z życia rodzinnego, z bycia matką, etykietowana jest jako nieświadoma ofiara patriarchalnego społeczeństwa. Tymczasem to właśnie język osób współcześnie mieniących się tytułami obrończyń praw kobiet jest stygmatyzujący. To właśnie te osoby w praktyce dążą do tego, by kobieta stała się kopią mężczyzny. Trudno o większą dyskryminację. Kobiety powinny być dumne z tego, że różnią się od mężczyzn i mogą dokonywać wspaniałych rzeczy. Sama niedawno wróciłam z urlopu macierzyńskiego, miałam jednak to szczęście, że pracuję dla Instytutu, który szanuje instytucję macierzyństwa. Te trzy lata całkowitego wyłączenia z kariery zawodowej, w niczym mi nie przeszkodziły, a jedynie odsunęły w czasie niektóre osiągnięcia. Oczywiście to, co umożliwia mi godzenie pracy zawodowej z domową, to zadaniowy tryb pracy oraz elastyczne godziny w Instytucie. Z pewnością, jeszcze długa droga przed nami, żeby tego typu rozwiązania zostały przyjęte powszechnie, ale trzeba o to zabiegać i myślę, że właśnie w NGOsach jest to często łatwiejsze. Niemniej, jako kobiety powinnyśmy przestać wstydzić się tego, że nasze kariery rozwijają się czasem nieco wolniej, że mamy odmienne od mężczyzn aspiracje, że dla wielu z nas dzieci i życie rodzinne są priorytetem. Czas skończyć z myśleniem, że musimy robić wszystko tak samo jak mężczyźni, a przerwy w karierze z powodu wychowywania dzieci są balastem. Pogodzenie pracy zawodowej i pracy opiekuńczo-wychowawczej nigdy nie jest łatwe, szczególnie dziś, gdy ta druga sfera jest tak bardzo deprecjonowana. Ale jeśli będziemy o tym głośno mówić, podkreślać znaczenie tego, co robimy, mam nadzieję, że przyczynimy się do stworzenia społeczeństwa bardziej przyjaznego rodzicom, szczególnie matkom.
Rozmawiała Natalia Mazaraki