Bohater i sztafeta pokoleń. Marsz Rotmistrza Pileckiego to przykład, że młodzi ludzie nie chcą wyłącznie grać w gry komputerowe, przebywać w social media i wstawiać śmieszne filmiki na YouTube. Pragną działać i upamiętniać Bohaterów, którzy w pokoleniu rodziców czy dziadków byli zapomniani, a dziś to właśnie młode pokolenie odnajduje Ich na nowo – pisze dla portalu aktywiusz.pl Rafał Kulisiewicz.
Powiedzieć, że rotmistrz Witold Pilecki jest wybitną postacią z kart polskiej historii, to nie powiedzieć nic. Dokonał on niemalże cudu, wpierw dobrowolnie udając się do piekła na Ziemi, jakim był obóz koncentracyjny Auschwitz. Następnie organizując wewnątrz obozu konspiracyjny „Związek Organizacji Wojskowej”, który w szczytowym momencie liczył około 800 zaprzysiężonych więźniów. Celem organizacji była pomoc osadzonym w przetrwaniu obozowej katorgi oraz przygotowanie do zbrojnego powstania w obozie, które miało doprowadzić do masowej ucieczki więźniów (czego niestety nie udało się osiągnąć z uwagi na zbyt słabe wsparcie z zewnątrz i ostatecznie brak zgody dowództwa AK). Po prawie trzech latach pobytu w Auschwitz Witold Pilecki ucieka z mnóstwem bezcennych informacji o sytuacji w obozie. Prawda o okrucieństwach Niemców i rozgrywającym się za drutami koszmarze tysięcy więźniów wychodzi na światło dzienne. Wszystkie swoje obserwacje Rotmistrz notuje w „Raportach Pileckiego”, które trafiają później do Londynu. Obok „Raportów Karskiego” jest to pierwsze źródło na świecie dotyczące Holocaustu i ważny dokument ukazujący skalę zbrodni popełnianych przez nazistowskie Niemcy. Po ucieczce z obozu koncentracyjnego Pilecki kontynuuje swoją działalność konspiracyjną w III Oddziale Kedywu KG AK jako zastępca dowódcy Brygady Informacyjno – Wywiadowczej. W tym czasie zaczyna tworzyć zręby organizacji „NIE”, przygotowującej konspirację na zbliżającą się okupację sowiecką. W sierpniu 1944 r. znów trafia na pierwszy ogień walki z okupantem, bierze bowiem udział w Powstaniu Warszawskim. Walczy w zgrupowaniu „Chrobry II” obejmując dowodzenie jednej z kompanii. Po upadku Powstania jako jeniec trafia do stalagu Lamsdorf, później oflagu Murnau wyzwolonego w 1945 r. przez wojska amerykańskie. W tym momencie historia bohaterskich dokonań Witolda Pileckiego mogłaby znaleźć swoje piękne zakończenie. Jednak tak jak zwycięstwo Aliantów nie przyniosło Polsce pięknego „happy endu”, podobnie było i z losami Rotmistrza, który wciąż czuł powinność służenia Ojczyźnie oraz walki o prawdziwie suwerenną Rzeczpospolitą. W grudniu 1945 r. powrócił do Polski. W ramach organizacji „NIE” zorganizował siatkę wywiadowczą zbierając informacje o sytuacji w kraju. Infiltrowano między innymi Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego czy Ministerstwo Obrony Narodowej, a także zbierano informacje o losach żołnierzy AK więzionych w obozach NKWD. Pomimo coraz trudniejszych warunków do prowadzenia działalności wywiadowczej w stalinowskiej Polsce, Pilecki zdecydował się pozostać w kraju i kontynuować swoją działalność. W maju 1947 r. został aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. W więzieniu był poddawany ciężkim torturom, o których miał nawet powiedzieć „Oświęcim to była igraszka”. W sfingowanym, pokazowym procesie został skazany na karę śmierci. 25 maja 1948 r. zginął w egzekucji przez strzał z pistoletu w tył głowy w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej. Jego szczątki, tak jak wielu innych ofiar totalitarnego reżimu, zostały skrzętnie ukryte. Do dziś mamy jedynie hipotezy, gdzie mogą się znajdować.
Przypominać, przypominać i jeszcze raz: przypominać
Rotmistrz Witold Pilecki mimo niezwykle heroicznej karty, jaką zapisał w historii Polski, aż do 1989 r. pozostawał szerzej nieznany. Został wymazany przez komunistów z pamięci historycznej jako rzekomy zdrajca narodu. Podobny los spotkał jego raporty z Auschwitz, które poddano całkowitej cenzurze. Dopiero w 1990 r. w wolnej Polsce nastąpiła rehabilitacja. Komunistyczny wyrok unieważniono, a Rotmistrz został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski, następnie zaś Orderem Orła Białego. Mimo to lata skrzętnego przemilczania dziedzictwa Rotmistrza Witolda Pileckiego pozostawiły pewną pustkę w naszej zbiorowej pamięci historycznej. Przez wiele lat suwerennej III RP organy państwowe nie podejmowały szczególnych wysiłków, aby tę sytuację naprawić. Tam jednak, gdzie państwo nie może, to NGO’sy pośle. I faktycznie, wysiłkiem oddolnym działacze organizacji pozarządowych, przede wszystkim młodzież, zaczęli zabiegać o przywrócenie należytej pamięci Rotmistrzowi Pileckiemu.
Jedną z największych i najgłośniejszych akcji propagujących pamięć o Witoldzie Pileckim jest Marsz Pamięci Rotmistrza Pileckiego. Organizowany od 2011 r. rokrocznie w wielu miastach Polski (m. in. w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Gdańsku, Częstochowie, Lublinie, Wrocławiu), przyciąga tysiące ludzi zainteresowanych dziedzictwem Rotmistrza, chcących oddać cześć bohaterowi i zamanifestować swoje przywiązanie do patriotyzmu i historii Polski. Początki były skromne, bowiem jedynie kilka organizacji pozarządowych trzymało na barkach przedsięwzięcie o niemałej skali, bez większego wsparcia medialnego czy państwowego. Dziś w Marszach biorą udział przedstawiciele władzy państwowej, relacjonowane są one przez czołowe media w kraju. Jednakże myliłby się ten, kto twierdzi, że skoro wydarzenie zostało dostrzeżone przez Państwo, to staje się przez nie zaabsorbowane i traci swój społeczny, oddolny charakter. Każdy kolejny Marsz przygotowywany jest niezmiennie przez młodych ludzi z wielu organizacji pozarządowych, których na przestrzeni lat coraz więcej przybywa, aby wspólnymi siłami organizować to ogromne przedsięwzięcie w całej Polsce. Cały czas czuć społecznego ducha Marszu i to, że jest on marszem wszystkich Polaków, ponad politycznymi podziałami.
To właśnie dzięki inicjatywie oddolnej zaczęto szerzej mówić o dziedzictwie Rotmistrza Pileckiego. Marsze mają edukować, dlatego w czasie pochodu odczytywane są fragmenty „Raportów Pileckiego”. To na Marszach pojawiały się postulaty nowej redakcji Raportów i przetłumaczenia ich na języki obce, wypuszczenia w świat, co ostatecznie się udało i z czego możemy być dumni, bowiem jest to piękna karta polskiej historii. Marszom zawsze towarzyszą harcerze, śpiewane są piosenki żołnierskie z czasów wojny, ballady o Żołnierzach Wyklętych i Pileckim. W Warszawie częstym punktem Marszu jest Msza Św. za Rotmistrza w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela, złożenie wieńców pod Jego pomnikiem na Żoliborzu (tam, gdzie dobrowolnie dał się złapać w „łapance”, po której trafił do Auschwitz) czy odwiedziny w Muzeum Żołnierzy Wyklętych w byłym więzieniu na Rakowieckiej, gdzie poniósł śmierć.
Dziedzictwo
Dziś, gdy pojawia się wiele głosów, że młodzież coraz bardziej pochłonięta jest konsumpcją, wirtualnym światem, skierowaniem na „ja” i erozją wartości, że patriotyzm to pojęcie, które gdzieś się rozmywa w meandrach wojen ideologicznych, Marsz Rotmistrza Pileckiego jest przykładem, iż nie musi tak być i wcale tak do końca nie jest. Młodzi ludzie chcą działać i mają ku temu energię, trzeba tylko odpowiednio wskazać im drogę, a NGO’sy są bardzo dobrym kierunkiem. Marsz to również piękna forma manifestacji patriotyzmu w czasach pokoju. Szczęśliwie nie musimy być poddawani takim ekstremalnym próbom oddania dla Ojczyzny, na jakie wystawiony był Rotmistrz Witold Pilecki i inni bohaterowie AK, Żołnierze Wyklęci, ale pamiętajmy też o tym, co Im zawdzięczamy dzięki trudnym wyborom, które podjęli w najczarniejszej godzinie. Wierzę, że Marsz Rotmistrza Pileckiego w pewnym stopniu dokłada cegiełkę do budowania takich patriotycznych postaw wśród młodego pokolenia i jest dowodem, że patriotyzm i pamięć historyczna nie są czymś „oldschoolowym”.
Rafał Kulisiewicz
zdj. z archiwum autora